17 listopada 2017

Ciągle zaczynam od nowa. Każdego dnia.

Chciałam napisać jakiś post wczoraj, miał być o książkach, ale miałam tyle emocji w sobie, że musiałam zmienić temat. Dziś będzie o macierzyństwie i o tym czemu codziennie zaczynam od nowa. 

Jak zaszłam w pierwszą ciążę to pamiętam jaka byłam radosna, że pojawi się w moim życiu mały człowiek. Ciąża okazała się trudna, a macierzyństwo w pierwszych miesiącach życia córki nie było takie idealne jak sobie wyobrażałam. Nie było tak pięknie i różowo jak na filmach, wszystko bolało, mała nie chciała ssać, wieczne niewyspanie i rozdrażnienie, waga ciała z którą czułam się fatalnie. Nie mogłam patrzeć w lustro. Druga ciąża - wszystko x3. Więcej leżenia, depresja, obawy o życie maluszka itd. Ciąża  jak wiadomo skończyła się po 9 m-cach, a ja rozpoczęłam nową rolę jako podwójna mamusia. Faktycznie to duża różnica miedzy jednym dzieckiem w domu, a dwójką na dodatek z taką różnicą wieku jak u mnie - 5 lat. 

Naczytałam się ogromu książek o wychowaniu, o podwójnym rodzicielstwie, o rodzicielstwie bliskości. Poznałam rożne trendy i ułożyłam sobie w głowie plan działania na najbliższe lata. Myślałam, że to mi wystarczy, nie ja jedna mam dwójkę dzieci, więc czym tu się przejmować?


Tylko że dzieci to nie komputery ani program do księgowania. Nie da się zaplanować wszystkiego co do dnia, godziny. Każde z moich dzieci jest kompletnie inne, a z racji ich różnicy wieku uważam że mam dwójkę jedynaków z rożnymi potrzebami. Na dodatek są to rożne płcie, więc to jeszcze bardziej pokazuje różnicę między nimi. Nigdy nie sądziłam, że to takie trudne, kiedy córka prosi o czas dla siebie z mamą, a w tym momencie mały brzdąc łapie Cię za nogę z tekstem - "to moja mama - nie oddam!" Które wybrać? Dlaczego w ogóle muszę wybierać? Po co się kłócą czyja jest mama?

Nie zawsze jest źle. Zdarzają się cudowne dni, kiedy wszystko się układa, dzieci są w miarę grzeczne, nawet się czasami razem pobawią. Udaje mi się wtedy ogarnąć dom, obiad, spędzić nawet czas z każdym osobno w zależności od potrzeb, albo pobawić się razem ciastoliną lub czymś innym. Ale sama nie wiem dlaczego są takie chwile, kiedy wystarczy jakaś mała iskiereczka która rozpala we mnie ogień. Czasami to jakaś bzdura, a to jedno popchnie drugie, a to źle się odezwie, albo zaczną się kłócić. Trafia mnie w sekundę szlag i mam wielki wk*** na wszystko. Jakby jakaś skumulowana siła chciała się uwolnić z mojego organizmu. Potrafię krzyknąć, czasami coś czego nie chcę powiedzieć. Tracę cierpliwość, zaczynają się płacze. Są momenty kiedy trzeba postawić towarzystwo do pionu. Ale są też dni kiedy one obrywają...za nic. Nic się wielkiego nie stało, ale ja z racji albo choroby i gorszego samopoczucia, albo rozdrażnienia przed okresem, wybucham. 

Jak ja siebie nie lubię w tym momencie! Czuję się wtedy mega podłamana jako matka, jak zawodzę swoje wyobrażenia. Nigdy nie sądziłam, ze macierzyństwo jest takie trudne i nie uwierzę jak ktoś powie że to łatwa i przyjemna sprawa. Zwykle po takich aferach nie mogę spać i rozmyślam, co zrobiłam źle, co mogę poprawić, co tak naprawdę się zadziało. Mam taką córkę, która przez pierwsze 5 lat mało płakała, a teraz wystarczy że brat ją dotknie a ona wyje, nawet nie płacze, wyje... Zauważyłam że po takich ciężkich chwilach chodzę smutna i zdołowana. 

Wdrożyłam się nową zasadę do mojego życia - zaczynam od nowa. Codziennie. Każdy dzień to nowa kartka do zapisania. Jeśli wciąż będę zła czy sfrustrowana albo załamana własną nieumiejętnością wychowania - nie pomogę w niczym moim dzieciom. Dlatego nawet jak mam paskudne dni, wybucha afera za aferą, nie jest tak fajnie jak pokazują inni znajomi na Facebooku, ze wszyscy się uśmiechają i jest cacy....- zaczynam od nowa. Przepraszam jeśli potrzeba i tego uczę moje dzieci. że można popełnić błąd, ale trzeba umieć za niego przeprosić. Od kogo mają się tego nauczyć jak nie ode mnie? Chcę być dla nich taką mamą, do której zawsze można przyjść, zaufać jej i powiedzieć o największym nawet błędzie w swoim życiu. Albo o jakiejś radości. Chcę być obecna w ich życiu, nie spędzać 12 h w pracy + w weekendy, tylko mieć czas na rozmowę, zabawę, albo wspólne zjedzenie kolacji. 

Czy mi się to uda? Czy wychowam ich na dobrych ludzi? Nie wiem, postaram się. Robię to każdego dnia- staram się być dobrą mamą. Nie roztrząsać błędów, nie dołować się nimi, tylko przyjąć je na klatę, wyciągnąć wnioski i żyć dalej. 
K.
A tak przy okazji to szkoda, że nie sprzedają cierpliwości w kapsułkach, albo w postaci płynnej jak wino. Wtedy wystarczyłoby napełnić kieliszek i siup.
/Zdjęcie wykonane w Hotelu Winsor w Jachrance czerwiec 2017



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że do mnie wpadłeś. Jeśli masz ochotę to zostaw komentarz.
Zapraszam na mojego Facebooka, gdzie organizuję konkursy oraz na Instagrama, na którym zamieszczam zdjęcia książek i nie tylko.