04 sierpnia 2019

"Miłość w czasach in vitro" Anna Żelazowska - recenzja przedpremierowa, patronat medialny

111/2019

Premiera książki 13 sierpnia 2019.

Zapraszam na moją opinię o książce, która dotyczy kontrowersyjnego, ale ważnego tematu w dzisiejszych czasach. 





"Jeśli ktoś by mnie spytał, gdzie z największym prawdopodobieństwem spotkasz Boga, odpowiedziałabym, że u mnie w pracy. Dla jasności: nie jestem zakonnicą, chórzystką w kościele ani katechetką. Jestem asystentką w klinice sztucznego zapłodnienia."

Narratorem książki jest młoda dziewczyna Alicja, która dostaje pracę jako asystentka w klinice Szczęśliwa Rodzina. Nie zastanawia się nad tym, czy chce tam pracować, czy to moralne itd, z powodu bardzo prozaicznego, jakim jest brak pieniędzy na życie. Dziewczyna jest świetnym obserwatorem osób, które odwiedzają klinikę i w każdym kolejnym rozdziale opowiada nam najciekawsze jej zdaniem zdarzenia z kliniki. Jest w stanie łatwo stwierdzić, kto jest pierwszy raz na wizycie, komu się udało, a kto próbuje po raz kolejny szczęścia. Mogę wam napisać tyle, że niektóre historie na pewno zaskakują, będą i znikający pracownicy... Historia laborantki embriologa - Beaty Zawilskiej zaskoczyła mnie bardzo, bo takiego rozwiązania się nie spodziewałam...i tego jak potoczą się losy kliniki...

"Poddawanie się procedurze in vitro przypomina zatrudnienie się na naprawdę kiepskiej umowie śmieciowej: nie pasują ci godziny pracy, czujesz się niedoceniany, nic od ciebie nie zależy, ale nie masz wyjścia. Rezultaty są niepewne, a szanse powodzenia - skierowane przeciwko zainteresowanym."

Autorka świetnie opisuje losy doktora od dzidziusiów Pawła Duszyńskiego, z którym przyjaźni się nasza narratorka. Paweł jest tzw. guru ginekologii w dziedzinie sztucznego zapłodnienia, okupowany przez ogrom pacjentek, które marzą o dzidziusiu. Sam wygląda jak model z katalogu, co zwykle wprawia pacjentki w osłupienie w pierwszych minutach ich wizyt. Wydawałoby się, że tak znany i poważany lekarz ma już swój plan na życie, ale zdziwicie się jaki on jest, gdy sięgnięcie po tę książkę. 



Szczerze pisząc spodziewałam się czegoś innego, a dostałam całkiem dobrą obyczajówkę, którą świetnie się czyta. Myślałam, że to będzie opowieść o jakiejś parze, która nie może mieć dzieci i decyduje się na in vitro. Takich par będzie w tej książce więcej, ale gwarantuję wam, że takich historii się nie spodziewacie. Ostatni rozdział opowiada o prywatnych losach Alicji i tutaj też autorka dała mi pstryczka w nos. 

Po takiej książce można mieć wiele przemyśleń i wcale nie dotyczą one moralności sztucznego zapłodnienia. Autorka nikogo nie osądza, ani nie podaje na tacy co o tym myśli. Książka jest wielopłaszczyznowa, tak jakbyśmy złożyli ją na kilka różnych opowiadań. Jest w niej jednak coś takiego co przyciąga i każe doczytać do końca. Końcówka mnie mocno zaskoczyła...

Książka opowiada o trudnych wyborach na różnych płaszczyznach... nie chodzi tu tylko o decyzję w sprawie in vitro, ale o pogoni za marzeniami i życiem tak jak chcemy tu i teraz. Bez oglądania się na innych i bez czekania na cokolwiek. Dziś jest teraz i nigdy nie wróci. 

Jeśli lubicie powieści obyczajowe to sięgnijcie po "Miłość w czasach in vitro". Będziecie zaskoczeni jak ja :)




Za możliwość patronowaniu książce i egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Videograf.

Wydawnictwo: Videograf
Rok wydania: 2019
Ilość stron: 280
Moja ocena: 8/10

2 komentarze:

Dziękuję, że do mnie wpadłeś. Jeśli masz ochotę to zostaw komentarz.
Zapraszam na mojego Facebooka, gdzie organizuję konkursy oraz na Instagrama, na którym zamieszczam zdjęcia książek i nie tylko.