12 lipca 2021

Wywiad z autorem - w kręgu pytań Lidia Liszewska i Robert Kornacki

Gdyby mnie ktoś spytał o duet autorski, który znam, bez wahania powiedziałabym dwa nazwiska: Liszewska i Kornacki. 

Zapraszam na nowy post, w którym zadałam autorom kilka pytań z okazji ukazania się III tomu serii "Bursztynowa miłość".

LIDIA LISZEWSKA & ROBERT KORNACKI - pisarski duet, który zadebiutował w 2018 roku. 

Autorzy serii: 

  • Matylda i Kosma (Napisz do mnie, Zaczekaj na mnie, Zostań ze mną, Podaruj mi szczęście)
  • Bursztynowa miłość (Tylko szeptem, Jednym gestem, Cichym słowem)


ZAPRASZAM NA WYWIAD


1) Fabuła książek toczy się nad morzem w miejscu cichym i spokojnym. Czy wzorowali się Państwo konkretnie na jakimś miejscu?

R.: W lipcu 2019 roku spędzaliśmy wspólnie czas nad Bałtykiem, w Mechelinkach. Mała miejscowość, w której czas płynął leniwie, morze szumiało, a po kilku dniach innych plażowiczów znaliśmy już z imienia i nazwiska…

L.: W Mechelinkach nie ma tłumów urlopowiczów, to wciąż słabo odkryta miejscówka, co należy jej zapisać na plus.

R.: Uczciwie trzeba dodać, że nie ma tam również za wiele do roboty,  nic więc dziwnego, że dość szybko zaczęliśmy się zastanawiać, co począć z tak miło rozpoczętym urlopem… A że byliśmy akurat po premierze Zostań ze mną, kończyliśmy też prace redakcyjne nad Podaruj mi szczęście, to pora była idealna, by pomyśleć o czymś nowym. Chcieliśmy połączyć przyjemne z pożytecznym!

L.: I trochę pod wpływem impulsu, poddając się urokowi miejsca, postanowiliśmy akcję nowej powieści związać właśnie z Mechelinkami. Bo choć to nie jest kurort tętniący życiem, to miłośnikom natury daje wiele przestrzeni i ciekawych widoków – staraliśmy się choć trochę tego uroku oddać w książce. To jedno z tych miejsc, gdzie można zapomnieć o bożym świecie i pokusić się o solidny reset. A nam dodatkowo dało inspirację…

R.: My z kolei zainspirowaliśmy innych, bo wciąż docierają do nas sygnały, że ktoś dotarł do Mechelinek dzięki lekturze naszej bursztynowej opowieści. To bardzo miłe, bo zwykle takim wiadomościom towarzyszą zdjęcia i wtedy mimowolnie wracamy nad Bałtyk, tym razem za sprawą czytelników.

   2) Czy miłość może się zdarzyć w każdym wieku? Seria Bursztynowa miłość to historia miłosna, która łamie pewne tabu. To opowieść o uczuciu, które połączyło dojrzałą kobietę z młodszym mężczyzną. Czy łatwo pisze się o miłości łamiącej schematy? Skąd pomysł na taką powieść?

R: Miłość nie ma nic wspólnego z wiekiem, a jej temperatura nie zależy od metryki. Przychodzi mi tu zresztą do głowy bon mot przypisywany Coco Chanel - „Starość nie chroni nas przed miłością, ale miłość chroni nas przed starością”. Trudno się z tymi słowami nie zgodzić, kiedy kochamy czas przestaje mieć  znaczenie…

L.: Wkurza mnie ten powszechny kult młodości i przeświadczenie, że w pewnym wieku czegoś tam nie wypada robić. Dlatego bardzo świadomie zaproponowałam Robertowi, abyśmy tym razem spróbowali pokazać miłość właśnie w takim, niestandardowym ujęciu: starsza, dojrzała kobieta i wyraźnie młodszy mężczyzna.

R.: Oboje dobiegamy pięćdziesiątki, więc tego rodzaju dylematy „co wolno, a czego nie wypada z racji wieku” znamy doskonale. Jeśli nie z autopsji, to z obserwacji bliskiego otoczenia. Przecież pisarz jest trochę podglądaczem swojej rodziny, znajomych, ale i obcych ludzi, którzy nieopatrznie się przed nim odkryją i powiedzą coś, co może zostać użyte – nie jak w sądzie, przeciwko nim – ale w tekście, dzięki ich otwartości, z pożytkiem dla czytelnika.

L.: Nasz PESEL pozwala nam z kolei sięgać po właśnie takie tematy i szukać ciekawej historii głębiej, z dala od przysłowiowych „motyli w brzuchu”. Trochę już przeżyliśmy, mamy za sobą wzloty i upadki, rozróżniamy różne kolory, nie tylko biel i czerń. Decydując się na pracę nad powieścią obyczajową wiedzieliśmy od samego początku, co chcemy powiedzieć, na czym się skupić i do kogo trafić. U nas nie powierzchownego spojrzenia, są za to prawdziwe emocje i trudne, życiowe wybory. 

3) Pisanie w duecie wydaje się trudne. Jak udaje się Państwu to pogodzić? Co w sytuacji kiedy mają Państwo odmienne zdanie odnośnie jakiegoś ważnego wydarzenia w fabule?

R.: Nic bardziej mylnego, pisanie w duecie opiera się na zaufaniu i wzajemnej akceptacji, więc nie można tego rozpatrywać w ujęciu: łatwe-trudne. W naszym przypadku był to świadomy wybór wynikający z przekonania, że nam się uda, ponieważ na wiele spraw patrzymy podobnie, a skoro tak, to ewentualne incydentalne rozbieżności są wręcz konieczne, dla higieny umysłu.

L.: Odmienne zadania są i to wcale nie tak rzadko. Nie udowadniamy sobie jednak na siłę, że „moja racja jest mojsza”, że odwołam się do filmowego Dnia świra.  Wypracowaliśmy sobie umiejętność przekonywania się argumentami. Wiemy też kiedy i jak ich używać. Podstawą bycia dobrym szefem i umiejętnego zarządzania zespołem ludzi jest między innymi zdolność do słuchania innych i korzystania z ich potencjału. Umówiliśmy się, że naszym szefem jest zawsze tworzony aktualnie tekst i finalnie to on wybiera, czy w danym momencie do głosu dojdzie doświadczenie Roberta czy moje.

R.: Po prostu w sytuacjach spornych trzeba swoje racje przedstawić na piśmie. Tekst nie kłamie, jego dynamika, wymowa, spójność szybko wskażą najlepszą drogę. Nie jest to więc tak do końca kwestia pogodzenia dwóch pierwiastków, ale twórczego wykorzystania potencjału każdego z nich. Pracujemy w duecie, zawsze mamy więc na podorędziu dwie perspektywy – to nasza „wartość dodana”.

4) Jak wygląda to technicznie? Piszą Państwo rozdziały naprzemiennie?

L.: Nie, tak, różnie… Tu nie ma reguły, dany fragment pisze ta osoba, która lepiej go czuje. Ale nie chcemy do końca odsłaniać literackiej „kuchni” , bo odgadywanie kto z nas napisał dany fragment jest dodatkową zabawą dla czytelnika… 

5) Wydali Państwo dużo książek razem. Czy w dniu premiery nadal towarzyszą Państwu  emocje?

R.: Oprócz dwóch opowiadań w antologiach, wydaliśmy wspólnie już siedem książek. Siedem powieści, ale tak naprawdę to przecież tyko dwie historie, rozbudowane na kilka tomów. Niezależnie jednak od tego, każda premiera to wyjątkowy czas. Nie chodzi o konkretną datę, bo na nią nie mamy wpływu, wynika to z harmonogramu wydawniczego, jest podporządkowane całemu ciągowi zdarzeń, a więc produkcji, dystrybucji, promocji itd. Zawsze jednak towarzyszy premierze pewna niewiadoma – czy byliśmy na tyle sprawni warsztatowo, by napisać dokładnie to, co powinno zostać napisane. A z innych emocji ja akurat chciałbym wymienić radość, kiedy gotowa książka przychodzi pocztą i mogę ją wziąć do ręki. To naprawdę miłe uczucie.

L.: Świętem prawdziwym jest dla mnie dzień, kiedy odbieram i otwieram paczkę z nową książką, na okładce której lśni moje nazwisko. To są niezapomniane emocje. Ale za każdym razem jeszcze bardziej czekam na wasze reakcje, odczucia, opinie, przemyślenia pod wpływem lektury. Te emocje nie słabną z czasem. Nie potrafię powiedzieć dlaczego. Tak po prostu się dzieje. Pisanie to dla mnie niesamowita sprawa, nie sądzę, żeby to szaleństwo kiedykolwiek mi przeszło…

 6) Czy czytają Państwo recenzje i opinie na temat swoich książek?

R.: To są właśnie cienie i blaski bycia autorem – każdy może napisać o twojej książce co tylko chce, a ty stawiając ostatnią kropkę nie masz już na nic wpływu. Dobrze, jeśli tych blasków jest sporo, jeśli przykrywają cień. Ale tak, czytamy opinie i recenzje, tym chętniej im milej łechcą one nasze ego. Mamy też kilka osób na naszej czarnej liście, z którymi w dawnych czasach musiałbym się zapewne pojedynkować, broniąc dobrego imienia naszego duetu…

L.: Czytamy, czytamy… Należałoby zerkać na nie czasami, chociażby po to, żeby pisać coraz lepiej. Czasem zgrzytamy zębami, ale czytamy…

7)  Co jest najprzyjemniejsze w byciu pisarzem?

R.: Wiele jest tych przyjemności, dlatego wymienimy kilka, bez ustawiania ich w jakiejś hierarchii, bez gradacji ważności. Bez wątpienia to  świadomość tego, że jest wcale niemała grupa, która podąża za twoją opowieścią, dla której kreujesz kosmos i oni w nim przepadają. To jest naprawdę miłe, kiedy jesteś w stanie zaabsorbować dorosłych ludzi na tyle, by przegapili przystanek tramwajowy, przypalili obiad… Albo zainspirować by – i tu robi się poważnie – podjęli jakąś życiową decyzję, zrobili krok naprzód. Przyjemne jest też  to, że cały czas się rozwijamy, że piszemy coraz lepiej, że w bibliotekach w całej Polsce są półki, na których powinny stać nasze książki, a zwykle nie stoją, bo są wypożyczone.

L.: Robert powiedział prawie wszystko, i zgadzam się z nim w stu procentach. Od siebie dodam, że gdy stawiam ostatnią kropkę kolejnego tekstu, oddycham głęboko i uspokajam się, bo to co dla mnie istotne w życiu wypuszczam w świat. Mam  wtedy poczucie, że pojawiłam się po coś, dla kogoś. Nie ma nic bardziej bezsensownego niż życie tylko dla siebie.  

8) Kiedy powstawał I tom wiedzieli Państwo że będzie to seria książek? A jeśli tak to czy znają Państwo już zakończenie, czy jednak jest to pewien rodzaju spontan?

R.: Podpisaliśmy umowę na trzy tomy, więc musieliśmy od samego początku układać historię tak, by każda z części dawała czytelnikowi dobrą lekturę. Powieść pisana w kilku tomach to umowa z odbiorcą: zostań z nami na dłużej, nie pożałujesz. Kiedy ktoś poświęca ci swój czas, ale też i wcale niemałe pieniądze, kupując twój tekst, nie możesz go oszukać. Tu nie ma mowy o spontanie, historia musi mieć początek, rozwinięcie i zakończenie. To nie znaczy jednak, że brak spontanu odbiera autorom radość z tworzenia i liczy się tylko ilość znaków zapisana w ustaleniach z wydawcą.

L.: Generalnie chodzi o to, że takie rzeczy nie powstają pisane na kolanie. Każdy wydawca ponosi ryzyko, inwestując w konkretny tekst. Zanim podejmie decyzję, musi określić potencjał historii – musi więc znać nie tylko jej zarys, potrzebuje więcej konkretów. My wiedzieliśmy od samego początku, że para naszych bohaterów nie będzie miała łatwo, ale akurat to konkretne zakończenie urodziło się w trakcie pracy nad drugim tomem.

R.: Konstruując przebieg zdarzeń mieliśmy rozmaite warianty zakończenia, każdy jednak sprowadzał się do happy endu, bo przecież o to chodzi w książkach o miłości – miłość musi zwyciężyć. Natomiast to, jak do tego dojdzie, w jakich okolicznościach objawi się jej moc sprawcza, stało się dla nas jasne dopiero w połowie Cichym słowem. Tak, jak mówiliśmy to przed chwilą, tekst sam wybiera najlepsze rozwiązania… 

9)  Co podczas pisania całej trylogii sprawiało Państwu największą trudność?

R.: Zamknięcie w domu, brak spotkań z czytelnikami, brak interakcji – jesteśmy podglądaczami, obserwatorami, więc łaknęliśmy jakiegokolwiek kontaktu jak kania dżdżu. Jak kania dżdżu… dawno nie użyłem tego zwrotu, zakładam się, że wy też. Dlatego po lekturze wywiadu zróbcie sobie chwilę przerwę i na youtube wyszukajcie młodziutką Joasię Kulig w piosence do tekstu Leszka Moczulskiego. Właśnie taki tytuł nosi – Jak kania dżdżu…Podczas pisania tej trylogii w zasadzie mógłbym zaśpiewać to samo…

L.: Świat się zatrzymał na  ten rok. Pracując nad trylogią musieliśmy czerpać tylko z tego, co było w kwadracie domu, i z tego, co zmagazynowała nasza pamięć. Człowiek to niezwykła energia sama w sobie. Jeden dla drugiego jest motorem do życia, do działania, i nie ma w tym ani grama przesady. Brakowało mi tej energii, w od której wszystko się zaczyna. Odczułam to bardzo mocno, wręcz namacalnie. I czekam na każde spotkanie face to face  jak na słoneczną niedzielę…

10) Czy mają Państwo czas na czytanie dla przyjemności? A jeśli tak to po jaki gatunek najczęściej Państwo sięgają?

R.: Na czytanie czas musi się znaleźć zawsze, to oczywista oczywistość. Nawet jeśli odbywa się to kosztem snu, zaniedbania obowiązków domowych czy skrócenia spaceru z psem. Choć te dwie ostatnie pozycje są już mało aktualne z uwagi na dostępność audiobooków – ktoś to naprawdę genialnie wykombinował.

L.: Czytanie, jedzenie i podróże to rzeczy, które sprawiają mi największą przyjemność. Nie wyobrażam sobie życia bez książek i czytania.  W moim domu znajdziesz książkę niemal w każdym miejscu. Kocham czytać i przeznaczam na tę czynność  każdą wolną chwilę. Zatrzymuję się przy pozycjach, które mnie pochłaniają, i pozwalają niemal uwierzyć, że opisana historia nie jest tylko wymysłem pisarza. Kiedyś każdą książkę czytałam od deski do deski. Dziś tego już nie robię. Cenię upływający szybko czas i odkładam te, które nie wnoszą nic do mojego życia. Gatunek? W każdym są perełki. Warto ich szukać.

11) Czy mają Państwo z góry określone szczegóły fabuły, czy raczej akcja rozwija się wraz z pisaniem?

R.: Fabuła musi mieć solidne podstawy, takie fundamenty, które utrzymają całą historię. Pozostałe elementy też staramy się poznać z wyprzedzeniem, ale często jest tak, że w miarę tworzenia postaci czy snucia opowieści okazuje się, że nasze początkowe założenia nie były właściwe, że coś zgrzyta i melodia nie płynie. Wtedy nie wahamy się improwizować.

L.: To prawda. Szkic stanowi kanwę, na której haftujemy całą resztę. Ta reszta jest zależna od wielu rzeczy, z którymi obcujemy na co dzień. Dotyczy dokładnie każdej sfery naszego życia. Te z kolei zmieniają się codziennie, czasem z godziny na godzinę. Życie płynie i zmienia nas w każdym momencie, te zmiany natomiast mają ogromny wpływ na to, jak będzie wyglądać rozdział, akapit, zdanie. Tekst jest składową doświadczeń oraz wynikających z nich emocji, myśli, posunięć. Ewoluuje jak nasi bohaterowie, którzy dojrzewają razem z nami i dojrzewają w nas. A wszyscy razem czerpiemy z wyobraźni, która przecież jest nieograniczona i karmi się również tym, co znamy , co przeżyliśmy i co aktualnie przeżywamy.

12) Jakbyście Państwo zachęcili czytelników do sięgnięcia po swoje publikacje? Do kogo Państwo piszą?

L.: Dla wszystkich, którzy cenią sobie literacką czystość słowa i nieprzekłamany, prawdziwy tekst. Łatwiej „dotrzeć” nam do tego dojrzałego czytelnika, niemniej czytają nas  i młodzi, i w kwiecie wieku i ci, którzy o życiu mogą powiedzieć dużo więcej niż my sami. Okazuje się, że każdy znajduje w tych historiach coś dla siebie, jedni postacie i emocje, z którymi się w pełni utożsamia, inni rodzaj drogowskazu albo po prostu rozrywkę.

R.: Piszemy o miłości, o najważniejszych ludzkich pragnieniach, te są zawsze bardzo do siebie podobne, niezależnie od tego, w jakim jesteśmy wieku i co sobą reprezentujemy.  Natomiast z szacunku dla polskiego czytelnika, który jest literacko wyjątkowo czuły i oczytany, staramy się oddawać do druku historie niebanalne, mądre i merytorycznie bogate, ale przede wszystkim stylistycznie dopracowane, tak by smakowanie naszych tekstów było przyjemnością na różnych płaszczyznach.  

L.: A tych jest w naszych opowieściach kilka; jedną z nich stanowi przestrzeń dla samego czytelnika oraz jego własną historię i przemyślenia. Większość z Czytelników opowiada, że nasze słowa nie przepływają li tylko przez nich, ale zostają z nimi na długo; dla niektórych są punktem wyjścia z jakiegoś impasu albo marazmu dnia codziennego. Wtedy okazuje się, że to co piszemy nie jest tylko zbiorem liter i znaków przestankowych, które mieszamy najpierw w swoich głowach a potem na papierze; zostawiamy ślad w ludzkich sercach i umysłach.

R.: To dla nas największy komplement…


Dziękuję za rozmowę. 


W 2019 r. miałam okazję chwilkę porozmawiać z autorami podczas Warszawskich Targów Książki. Mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja na rozmowę. I to nie raz. 




3 komentarze:

Dziękuję, że do mnie wpadłeś. Jeśli masz ochotę to zostaw komentarz.
Zapraszam na mojego Facebooka, gdzie organizuję konkursy oraz na Instagrama, na którym zamieszczam zdjęcia książek i nie tylko.